Chociaż rano była turbo-śnieżyca, a po spacerku w akompaniamencie arktycznego wichru w południe pełen obaw, ale wybrałem się jednak sprawdzić kwidzyński las na rowerku.
Ciężka sprawa - połowa tras dość zryta przez quady i jazdę konną. Prawdziwa mordęga przez piach na odcinku 1,5-2 km - ale trzeba być "tfardym a nie mientkim" jak mawiają niektórzy.
Dodatkowo dzisiaj percepcja sportowa lekko zaniżona po przyjęciu w dniu wczorajszym kilku dawek Jacka Danielewicza na kościach (if You know what I mean :P).
Pogoda wymarzona - w lesie zupełnie bezwietrznie. Kilka miejsc trochę błotnistych ale po ostatnich ekscesach w TPK to była kaszka z mleczkiem.
Kilka fajnych zjazdów się znajdzie, kilka podjazdów pod które de-facto trzeba podchodzić też :) Jutro ma być sucho więc raczej także zawitam w las.
Ps. Tytuł posta jest zwodniczy - nie obżarłem się w te święta zgodnie z planem zresztą.
Więcej zdjęć niżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz